W samym Commodore nic mnie chyba nie wkurzało - byłem raczej fanem gier, więc jakieś ewentualne braki sprzętowe mnie nie interesowały wtedy...
Brak możliwości save`owania gier...taaa... temat rzeka. W tej chwili, na emulatorach, można co krok zapisywać grę, ale szczerze powiedziawszy czuję się wtedy trochę tak, jakbym cheatował. Przejść w czasach komorodka jakąś grę - to dopiero było wyzwanie. Czasami bywało tak, że samo przejście zajmowało ok. 30minut (albo i krócej), ale ile godzin trzeba było grać, by osiągnąć taki mistrzowski poziom... Z jednej strony było to niezmiernie irytujące, ale z drugiej... to była prawdziwa \'sztuka grania w grę\', a nie obecnie, gdzie byle kto może przejść grę głównie dzięki licznym save`om.
I zgadzam się z tym, co napisał Postscript...to była magia. Bo magia jest tam, gdzie jest jakaś tajemnica. Kupowało się różnie sklecone kolekcje gier na kasetach, gdzie masa gier to były pocięte levele z dysku, gdzie część pozycji miała błędne tytuły... Jeśli opis jakiejś gry nie pojawił się w TS, SS, Bajtku czy C&A, to gra była w zasadzie anonimowa, o której rozprawiało się z kumplami, jeśli i oni ją znali. Było więc w tym coś z odkrywania nieznanego. Innymi słowy - to se ne vrati;)