Nie ma się czemu dziwić.
To takie dziecinne machanie mieczykiem w ciemności na oślep, żeby czasem nie podszedł bliżej wyimaginowany wróg
- typowy przykład depresji dwubiegunowej, w którą facet sam się wciągnął dzięki sprzyjającej temu gnidowatej osobowości.
Niska samoocena powoduje, że na zewnątrz chce być pojmowany jako samotny rycerz idący do przodu, dumny i wyprostowany.
Lepszy od całej reszty, która się poddała. Nie ważne jak jest naprawdę. Ważne co widzą inni.
Te jego urojenia stały się nocną zmorą, siadającą na klatce piersiowej, nie dającą swobodnie oddychać, nie wspominając już
o normalnym, zdrowym śnie, w którym smutne resztki mózgu mogłyby choć trochę odpocząć.
Poczucie bycia lepszym psuje nieubłagana rzeczywistość, w której pozostał z wciąż niedopracowanym gównem,
którego wartość spadła po pojawieniu się nowych, lepszych i tańszych alternatyw.
Bydlak nie szuka teraz winy w samym sobie lecz obwinia osoby, które przejawiają inicjatywę twórczą.
Cokolwiek by nie chcieli stworzyć, będą słyszeć szyderczy śmiech, jaką to mierną wartość mają lub będą miały ich projekty.
Deprecjonowanie, wyszydzanie, zarzucanie niekompetencji, to sposób na wyeliminowanie ewentualnych współzawodników
ze swojego otoczenia.
Tego typu pasożyty społeczne istnieją od wieków w każdej społeczności stanowiąc balast dość skutecznie hamujący rozwój
swobodnej myśli twórczej zwanej także postępem. Oderwanie od rzeczywistości pogłębiają pozorne sukcesy odnoszone
w środowisku, w którym działają - patrz: przykład kolegi Sajmosia na tym forum.