mentosAkurat o ile H.E.R.O., Jungle Hunt i Pitfall(e) to rewelacyjne pozycje, o tyle ich porty na C64 pozostawiają jak dla mnie wiele do życzenia. Typowe "ulepszanie" grafiki na siłę, które nie wyszło nikomu na dobre: jednolite schematyczne bloki koloru były o wiele czytelniejsze niż coś co wygląda jakby twórca właśnie odkrył "spraj" w pejncie.
Zapomniałbym dodać do gier na dwóch, tytułów ładniejszych wizualnie ale na szczęście bez strat w miodności:
-
Beach-Head II - The Dictator Strikes Back!, zajebista "gra imprezowa".
-
Barbarian, za bezcenny półobrót-z-dekapitacją-fontanną-krwi-i-gremlinem-do-zabierania-zwłok-kopiącym- ściętą-głowę-i-rechoczącym-z-radości. Pokazać znajomym, niech się uczą. Gwarantuje, że dla wielu zaskoczeniem będzie fakt, że istniały próby stworzenia tak brutalnego przekazu zanim wymyślono Fatality w MK.
-
International Karate, za bycie najlepiej starzejącą się bijatyką z korzeniami 8 bit. Absolutnie genialna, po prostu kilka strategicznych uników, 2-3 dobrze umiejscowione kopniaki czy piąchy i następny przeciwnik. Kolejne nawalanki poszły już w absurdy typu 99 hit combo podczas którego jeden z zawodników nie dotyka podłogi przez 5 minut a w międzyczasie stracił cysternę krwi, został podpalony, połamany w każdym miejscu, porażony prądem i na koniec wstaje do kolejnej rundy. Mechaniki IK bardzo mi brakuje, dość wiernie przedstawiała klimaty zawodów Karate zamiast wyolbrzymionego szlachtu ninja/mutantów/cyborgów rodem z Anime, który opanował gatunek.
-
Zoo Mania, co prawda to współczesna produkcja i na pewno na nowsze komputery i konsole są o wiele lepsze wersje, ale do niej mam szacun akurat, bo dostawanie łomotu w Zoo Manie jest chyba najulubieńszym rodzajem rozrywki komputerowej dla mojej Żonki.
P.S.
Skoro już zacząłem rant na temat utraty grywalności kosztem oprawy, to dla mnie osobiście najbardziej palącym przykładem jest wspominane wiecznie Flimbo's Quest które owszem soundtrack miało wypaśny i paralax na chyba z trzy warstwy ale sama gra sprawiała, że czułem się jak w bardzo, bardzo nudnej pracy. A ludziska się tym jarają i ciągle wkładają w swoje "top ten" nie wiedzieć czemu. Toć to bardziej żmudne niż Donald Duck's Playground a tam przynajmniej było kilka minigier zręcznościowych a i liczyć pieniążki się pociechy uczyły.
Właśnie dlatego warto zastanowić się nad poruszanym wcześniej problemem "starzenia się". Jak dla mnie sens mają tylko takie gry których nie zrobiono już potem lepiej albo wzrost jakości nie był tego specjalnie wart. Czy to frajda grać w któryś z Gold Box'ów SSI gdzie co chwila trzeba maglować dyskietkami a później porównać to choćby z Baldurem? Czy warto obijać po jednym przeciwniku (taki "limit sprzętu") w 2-klatkowych animacjach komciowego Golden Axe? Ja zamiast tego chętniej przyjmę kamień na głowę w Boulder Dash bo to będzie ten sam kamień co z pixel shaderami v 7.0 (nie wiem jakie teraz są albo zaraz będą).
Wsadzę jeszcze kij w mrowisko panicznego bronienia nostalgii i dodam, że Giana Sisters poza muzyką nie dorastało oryginalnemu Mario do pięt, bo rżnęło z niego jak popadnie tylko wszystko gorzej: mniejsza paleta, paskudne fat-pixele trybu multicolor, i w dodatku podlejsze sterowanie. A teraz, niech się ziemia rozstapi i zróbcie mi tu piekło!