C64Power Forum
Ogólne => Forum Ogólnodyskusyjne => Wątek zaczęty przez: qus w 17 Maja 2016, 14:17
-
Ponieważ poinformowano mnie, że EF3 to tylko dla zasłużonych, i że bez 50 postów nie ma o czym marzyć, zgodnie z sugestią oświadczam, co następuje:
Mój pierwszy kontakt z C64 nastąpił 1984 roku, w Domu Kultury Polesie w Łodzi, zdaje się przy Alei 1. Maja, choć nie dam sobie głowy uciąć - może przy Więckowskiego (równoległa). Były to zajęcia z programowania, które wyglądały mniej więcej tak, że w niedużej salce siedziało 40 chłopa i słuchało, a jeden facet przy pomocy swojego dzielnego małego C64, i to nie byle jakiego, bo wyposażonego w stację dysków, przedstawiał tajniki BASICa. Nie wiem, jak się nazywał, ale zapamiętałem, że na jego maszynie był napis "Testus". Mnie programowanie zupełnie nie interesowało (czekałem na ostatnie parę minut kursu, kiedy to pokazywano gry) na szczęście wszystko notował mój ojciec, dzięki czemu potem, kiedy dostałem własnego c64, gdzieś chyba rok później, wiedziałem przynajmniej że trzeba użyć poleceń "LOAD" i "RUN"... Z tych pierwszych dni w Domu Kultury pamiętam jeszcze, że najbardziej fascynowały mnie znaczki na przednich ściankach klawiszy; lubiłem wtedy pisać na maszynie i fakt, że te dziwne symbole były tu, a nie tam, dodawał komputerowi tajemniczości. Zdaje się, że ściągnąłem na zajęcia ze dwóch kumpli z III C, z czego zapewne nie cieszyła się część starszych uczestników, bo trzeba było uważać "przy dzieciach". A i tak pewnego razu, w części rozrywkowej kursu dorwali się do dyskietek i puścili zapewne coś w stylu "Sex Games" ("goła laska skakała na faceecie" - jak poinformowali mnie koledzy, którzy mieli szczęście to widzieć), co zakończyło się interwencją prowadzącego, z uwagi na obecność dzieci.
Muszę wracać do pracy, za cholerę nie wiem, jak rozbić to na 50 postów, ale będę się starał. Ciąg dalszy jutro ;D
-
daje dyszke i zapraszam do spamowania.
+10 [UP]
-
Qus, urzekła mnie Twoja historia ;) Dawaj dalej, dobrze Ci idzie :P
-
łezka się zakręciła w kąciku oka
-
qus nie czuj sie urazony ale wiele "januszy" tu wpada na tani zakup aby pogonic fanta dalej i nabic sobie kabze,
wpisalem Cie na liste na EF
nabijaj post dalej;]
poka fote twojej comody ;p
-
qus nie czuj sie urazony ale wiele "januszy" tu wpada na tani zakup aby pogonic fanta dalej i nabic sobie kabze,
wpisalem Cie na liste na EF
nabijaj post dalej;]
poka fote twojej comody ;p
A dla mnie jest nadzieja? Ze Janusz mi nie na imie to już wiesz :)
-
Dzięki, RS2322 ale nie bądź okrutny, Komodę o której piszę, sprzedałem już w latach 90-tych koledze z liceum. Teraz żałuję, bo chciałbym posłuchać starego SIDa... Wracając jednak do histori...
Pierwszy raz porządnie pobawić się C64 mogłem u syna kumpla mojego ojca, a ponieważ USA były właśnie zaangażowane w budowanie demokracji na wielu frontach: między innymi wspierając Lecha and his Solidarity i Osamę Bin Ladena and his Talibans, na topie była gra Rambo 2, którą mój kolega posiadał w ORYGINALE, na kasecie! Niesamowita była grafika podczas ładowania (kwadraciki pojawiające się od lewa do prawa, od góry do dołu...): przypakowany Sylwuś z pancerfaustem, prawie zupełnie taki sam, jak na pudełku od gry (kiedy jakiś czas później miałem Rambo 2 scrackowane, bardzo byłem zawiedziony brakiem tego obrazka!). Największe wrażenie zrobiło na mnie to, że gra pamiętała, gdzie robiliśmy rozpierduchę! wieżyczka strażnicza, którą zniszczyliśmy w dżungli pięć minut temu, pozostawała zniszczona, kiedy do niej wróciliśmy z drugiego końca mapy! Nigdy nie widziałem czegoś takiego na automatach! No i te niesamowite dźwięki broni, kiedy się wyłączało tę fajną muzykę, trudno było się zdecydować, czego lepiej słuchać.
Właśnie a propos muzyki – w tamtych czasach elektronika tylko piszczała (wyjaśnienie, jeśli tekst czyta młodzież: elektronika piszczała, ponieważ komunistyczny reżim zabraniał sprowadzać do PRL empetrójek, SoundBlasterów oraz najnowszych Ajfonów), zwłaszcza te japońskie zegarki z melodyjkami. A swoją drogą, starsi, co sami tego doświadczyli, czy pamiętacie w kinie, kiedy o równej godzinie wszyscy post-komuniści wyposażeni w nowiuśkie, melodyjkowe Casio zaczynali odgrywać te swoje kuranty? Wspomnienie bezcenne. Elektronika ohydnie piszczała, tak więc kiedy pewnego razu, jeszcze zanim zacząłem chodzić do wspomnianego Domu Kultury Polesie, w jakimś programie popularnonaukowym pokazano Commodore 64, następnego dnia w szkole mówiliśmy tylko o tym: ten komputer gra PRAWDZIWĄ MUZYKĘ! Jak Kombi! A gdy potem jeszcze co uważniejsi dostrzegli go na teledysku Kombi, to sami rozumiecie – prawie nam głowy wybuchły! Wybiegając nieco w przyszłość – zasłuchiwałem się tymi melodyjkami, z nazwiska znałem co prawda tylko Daglisha, bo często i chętnie się podpisywał (np. w We M.U.S.I.C., w dodatku tata kumpla z klasy, zapewne stary hipis, słuchał w kółko jego covera „Stairway To Heaven”), ale też bardzo wtedy lubiłem, choć nazwisk rzecz jasna nie znałem, Hubbarda, Graya i Huelsbecka. Największe odkrycie nastąpiło pewnego dnia, kiedy zlutowałem sobie wtyczkę diodową do przesyłania audio z mojego C64 na wzmacniacz Denon mojego ojca (produkcja Unitra, na licencji), podłączonego do głośników Tonsil, wielkości małych lodówek (produkt całkowicie krajowy) i puściłem „Enigma Force”. Okazało się że jest tam mruczący, skoczny bas, którego wcześniej nie słyszałem ni z głośniczka telewizora Videoton Unitra Polkolor, ni zielonego Neptuna! I wierzcie lub nie, kiedy parę lat później miałem Amigę, najbardziej brakowało mi właśnie tych obłędnych, wkurwiających rodziców, arpeggiów produkowanych przez SIDa. Swoją drogą, ciekawe gdzie dziś są muzycznie ci kolesie, skoro już wtedy zachwycali się Glassem…
Tymczasem wyszedł pierwszy kolorowy Bajtek… Ale to tym następnym razem.
-
chyba czas kupić popcorn, zapowiada się ciekawie
-
Panu Qus-owi należy się +100 do punktacji. Kto za, kto przeciw, kto się wstrzuje od głosu ?
-
koontynuj przyjacielu (http://www.ppa.pl/images/forum/emoticons/munching_out.gif)
-
Jeżeli tylko nie pojawi się zaraz 5-ciu innych nieznanych nam użytkowników nawijających podobne historie jako wkupne, myślę że można poczynić wyjątek od (tej nieco i tak dziwnej) reguły nt. postów. Ode mnie plus za takie nazwisko jak Philip Glass. :)
-
Przepraszam - do tekstu wkradł się błąd, sprawdziłem i głośniki Tonsil były na licencji Pioneera i Peerles-MB, wiec jednak nie 100% krajowe :D
-
Super. To iście znaczący szczegół kompletnie zmieniający bieg opisanej historii. Dopiero teraz wyłania się drugie, głębsze dno. Dzięki za sprostowanie! ;)
-
Chłopak się stara z całego serca. I tak oto nabiłem kolejnego posta. Co do kolegi to szacun. Fajnie się czyta.
-
Chciałbym napisać, że pierwszego kolorowego „Bajtka” przywitałem na swoim własnym C64, ale niestety – nie miałem go jeszcze wtedy. „Kubusia Literkę” mogłem sobie co najwyżej przepisać na maszynie do pisania mojego dziadka, a Tír na nÓg pozwiedzać palcem po mapie. Potem okazało się że gra jest i tak niegrywalna, jeśli wiecie co mam na myśli – brak sterowania dżojem, kretyński układ klawiszy ze Spectrum (naprawdę tak trudno było wymyślić WSAD?!), obracany widok z czterech stron i do tego ten wkurwiający szympans który ciągle za mną łaził – to o wiele za dużo do ogarnięcia dla jedenastolatka!
W drugim numerze Bajtka rozkładówka zawierała mapę Hobbita. To wyglądało jeszcze trudniej niż Tír na nÓg, za to same opisy mapy były tak niesamowite, że następnego zacząłem szukać w bibliotece książki. W szkolnej nie mieli, w rejonowej – jeden egzemplarz, nigdy nie śmigany. Wciągnęło mnie totalnie, a po rozmowach z kolegami, pusty do tej pory rewers biblioteczny szybko się zapełnił… Ale po co o tym mówię? Otóż, kiedy wreszcie miałem swojego C64, a ojciec nie chciał mi w kółko tłumaczyć, co tam jest napisane, musiałem nad Hobbitem ślęczeć ze słownikiem. I tak dzięki komodzie nauczyłem się angielskiego!
Nastał w końcu ten dzień, wiem że powinienem był zapisać go w pamiętniku złotymi zgłoskami, ale tego nie zrobiłem, więc nie mam pojęcia, kiedy to było dokładnie, w każdym razie gdzieś został zakupiony nowiuśki, oliwkowy chlebak, jeszcze w tym podłużnym pudełku. Jeśli widzieliście je w Internecie a nie bardzo wiecie, jak się otwierało, to wyjaśniam że pudełko było tak naprawdę tekturowym rękawem, w którym znajdywały się dwie styropianowe formy, między którymi siedział sobie C64, a obok niego zasilacz (stąd długość pudełka). Nie wiem, jak styropian trzymał się w rękawie, pewnie po prostu rękaw był bardzo ciasny. Magnetofon dostałem nieoryginalny, biały i kanciasty, ale przez cały okres życia sprawował się świetnie. Ojciec podłączył kompa do Rubina i pozostało już tylko załadować grę z kasety, którą ktoś już mu zdążył przegrać.
I tu napotkaliśmy problem. Miał zanotowane, że trzeba najpierw wczytać „turbo” przez napisanie „LOAD”, ale pisał to i zupełnie nic się nie działo! Sięgnął więc do notatek z Domu Kultury Polesie i zaczął szukać… i szukał, i szukał, i szukał… W końcu coś go naprowadziło na rozwiązanie. Nacisnął RETURN… SUKCES! Potem nacisnął PLAY na TEJPIE… Chwilę coś tam pomieliło i na ekranie pojawiło się „FOUND TURBO TAPE”. I wiecie co? RETURN przestał działać! Nie szło dalej… Ponieważ w międzyczasie zrobiła się już noc, musiałem iść się kąpać, ojciec pozostał na placu boju sam. Przyszło mu jeszcze zmierzyć się z „RUN”, „←L” i całą masą kłód rzucanych pod nogi przez nieprzyjazną userowi technologię, jak się domyślacie trudno mi nawet wyobrazić sobie, co mogło tam pójść nie tak... W każdym razie – jak tylko się wykąpałem powitał mnie „River Raid”. Z ojca był jednak niezły kozak!
-
Ja pamiętam jak ojciec sprowadził kilka pc xt z Tajwanu z kartą graficzną EGA, monitorem kolorowym i dyskiem chyba 20 mb to siedzieliśmy ze 2 dni, bo nie wiedzieliśmy co dalej. Komp był na tamte czasy nowoczesny, bo poza dyskiem miał jeszcze 2 stacje dysków 5 1/4. Znałem tylko ze 2 osoby z pc, ale miały kompy z herculesem i CGA. Nie widziały co to twardy dysk. Kompy były zakupione celem eksportu do ZSRR, rozliczenie w barterze za eternit. Coś w stylu 1 komp = 1 wagon eternitu, który był wtedy jeszcze na topie - wtedy wszystko co dało się dotknąć było na topie, no poza octem i mlekiem, które to towary były dostępne w sklepach bez kolejek. ZSRR wtedy nie mogło handlować z Tajwanem. Cóż wroga prowincja bratnich Chin :) Szukali pośredników w PRL.
Komendy load w pc jakoś nie działały :) Nie było neta ani czegokolwiek gdzie można znaleźć "instrukcję dosa". To była końcówka lat 80tych. Od znajomego miałem dyskietkę z grą Digger. Do dzisiaj mam do niej ogromny sentyment https://www.youtube.com/watch?v=l0yQfyJlqdA (https://www.youtube.com/watch?v=l0yQfyJlqdA)
Musiałem jechać specjalnie do drugiego miasta z listą pytań, bo oczywiście nie było także telefonu w domu. Chłop nauczył. W końcu jego ojciec był światłym człowiekiem, pracował na Politechnice Lubelskiej a pc miał do pracy naukowej. Ogólnie pc mnie wk&*^* od samego początku. Miałem może ze 2 czy 3 gry. Wolałem swojego zx spectrum +, a później c64. Tak to była ... i nadal jest super maszyna. :)
-
jak sie juz licytujemy: moje poczatki z C64 sa opisane w wywiadzie w magazynie hot syle #3 :)
-
A ja wam o swoich nie opowiem ;D
-
jak sie juz licytujemy: moje poczatki z C64 sa opisane w wywiadzie w magazynie hot syle #3 :)
Ten?
"Swietny mag! Dzięki. Natomiast nie da sie czytac wywiadu z Rafem - beton kompletny - zwlaszcza gdy bluzga na Polonusa. Usmiac sie mozna jedynie :) Zaproscie nastepnym razem kogos bardziej otwartego, z mniejsza iloscia toksyn we lbie."
Po takiej recenzji będę musiał koniecznie przeczytać... Mam nadzieję, że to były jakieś dobre toksyny, nie etanol...
-
@qus
podziwiam, za talent do opisywania no i za fotograficzną pamięć. Mam nadzieję, że to nie koniec historii ? Nabijaj
-
Mam nadzieję, że to nie koniec historii
42... eeee... 41 to go ;)
-
qus nie czuj sie urazony ale wiele "januszy" tu wpada na tani zakup aby pogonic fanta dalej i nabic sobie kabze,
wpisalem Cie na liste na EF
nabijaj post dalej;]
poka fote twojej comody ;p
Myślenie jest obarczone dużym błędem, e.g. CMK kupił w promo UK1541 blue sprzedał za
-
414 z dodatkami i c64, ale sam byłeś napalony na zakup :P
-
W ramach nabijania postów może przypomni mi któryś z Was jak nazywała się gra ... chodziło się osiłkiem, bardziej szło w prawo i walczyło z różnymi m.in. staruszkami i dziadkami. Oni nie byli gorsi i tłukli np. parasolami. Wyleciało mi z głowy. Gra była przynajmniej w moich okolicach popularna. Widziałem to tez na zx spectrum, ale pod inna nazwą.
-
Już mam, przypomniałem sobie. Jakby coś to https://www.youtube.com/watch?v=sKJC2k38Q5w (https://www.youtube.com/watch?v=sKJC2k38Q5w) Bop 'N Rumble
-
414 z dodatkami i c64, ale sam byłeś napalony na zakup :P
ja tam nie byłem napalony na zestaw tylko na odzysk, w sumie blue poszło za mniej niż tutaj black: http://www.lemon64.com/forum/viewtopic.php?t=59721&start=0&postdays=0&postorder=asc&highlight=uk1541.
@RS2322: Tak więc wskaźnik ilości postów to sobie możesz w dupę wsadzić :)
... tak btw przypomniała mi się akcja jak to kolega od kolegi kupił 1581.....i chyba już nie są kolegami ;)
-
Skoro już poznaliśmy właściwą kolejność czynności, to ruszył Zaxon, Pit Stop 1 i 2, Pitfall 1 i 2, Mr. Robot, Hunchback i wiele, wiele innych, ponieważ jak zapewne pamiętacie na kasecie 90 mieściło się tych gier z milion. Pamiętam nawet, jak pewnego dnia staliśmy przy wejściu do szkoły i wymienialiśmy się taśmami (z listą gier wypisaną na maszynie), a pewien chłopak z ósmej, zapuszczając żurawia, zapytał nas:
- Na tej taśmie jest TYLE piosenek? Jak to?
- To nie piosenki, to GRY! – odpowiedzieliśmy z wyższością.
Zdaje się, że wymianka była z tym kumplem, co miał ojca hipisa. Myślę, że był hipisem, bo nosił potarganą, kręconą czuprynę i bujną brodę z wąsami, do tego lenonki. No i jeździli rodzinnie na plaże naturystów nad Bałtyk. Ten kumpel powiedział mi kiedyś z resztą, że jak pewnego razu był na takiej plaży i stanęła nad nimi taka czternastolatka, to było na co popatrzeć, zwłaszcza w gąszczu. Ależ mu zazdrościłem! Jakby tego było mało, ten jego ojciec był wcześniej w Stanach i przez ileś tygodni, dopóki nie wrócił, codziennie w szkole musiałem słuchać, jakiego to wspaniałego Commodore… 128!!! mu stamtąd przywiezie. I że to tak naprawdę „trzy komputery w jednym: 64, 128 i CP/M”. I że ma 128 kilobajtów. I tak w koło Macieju.
Trochę satysfakcji miałem, kiedy mu w końcu przywiózł… Commodore 64C z zasilaczem na 110V i wtyczką, którą mógł se wetknąć tylko w gniazdko telefoniczne. Dobrze tak, chujowi!
Tymczasem moje życie towarzyskie kwitło, bo wieść o komputerze rozniosła się w promieniu trzech bloków na osiedlu, więc bardzo często duży pokój moich rodziców wypełniony był zgiełkiem i dzieciarnią siedzącą przed Rubinem, z okazyjnymi przerwami na MMA, w których zwycięzca wygrywał dżojstik, albo – jak pisały ówczesne reżimowe media – drążek sterowy.
A propos, komunistyczny reżim, chcąc zindoktrynować młode umysły w celu budowania bazy inżynierskiej i przyszłej Polski Skomputeryzowanej posługiwał się, poza Adamem Słodowym, następującymi tubami propagandowymi:
1) Bajtek (dodatek do Sztandaru Młodych) – pismo skierowane raczej do młodszych odbiorców, 4-5 stron o grach, „Król i królowa gier”, kursy programowania „dla przedszkolaków” (wspomniany Kubuś Literka), z kilka artykułów dla starszych czytelników. Sporo krótkich programów do wklepania.
2) IKS – Informatyka, Komputery, Systemy (dodatek do Żołnierza Wolności) – fantastyczny miesięcznik, bo praktycznie tylko z gotowymi źródłami do wpisania. Wklepałem z niego dość wciągającą grę, w której było się prezesem koncernu górniczego, kupowało kopalnie, manipulowało płacami, zatrudniało i zwalniało.
3) Mikroklan (dodatek do Horyzontów Techniki? Ale może coś pomyliłem) – ze cztery razy droższy od Bajtka, na papierze kredowym, skierowany bardziej do kadry naukowej i studentów, taki informatyczny odpowiednik Wiedzy i Życia albo Świata Nauki.
4) Komputer (dodatek do niczego) – z perspektywy czasu dość ciekawy miesięcznik, jak przeglądałem ostatnio roczniki, widzę że był adresowany głównie do starszych odbiorców, interesujących się informatyką. Problem z nim był taki, ze od pewnego momentu zaczął bardzo promować Atari, trudno zrozumieć czemu, może mieli umowę na product placement z Baltoną, czy tam Pewexem, w których Atari było oficjalnie sprzedawane. Ale o tym może później.
W każdym bądź razie totalitarna indoktrynacja informatyczna działała bezbłędnie, bo komputerów zaczęło przybywać szybko, i ku naszej ogólnej radości były to głównie Commodore 64. A pewnego razu było ich już tak dużo, że wypełniły calusieńki hall Domu Kultury Polesie, i może, jeśli macie odpowiednio dużo lat, i Wy tam byliście. Ale o tym napiszę już następnym razem.
-
Tak więc był rok 1986, a na „Telewizyjnej liście przebojów” królowały: „Zaopiekuj się mną” Rezerwatu, „Ciało” Republiki, „Ostatni raz zatańczysz ze mną” Krawczyka, „O, jaki dziwny, dziwny, dziwny” Tilt i pewnie gdzieś tam kręcił się jeszcze Papa Dance… Na C64 natomiast chodziło: „Summer Games 2”, „Winter Games”, „Silent Service”, „Kennedy Approach”, „Bard’s Tale” i zapewne kilkaset innych… Każdy chciał mieć ich jak najwięcej, a to wcale nie było łatwe, biorąc pod uwagę ilość gier i ogrom czasu potrzebny, aby je przegrać czy to rozgałęziaczem do Datasette, czy nawet dwiema stacjami z dysku na dysk… I to wtedy właśnie, pewnie z inicjatywy prowadzącego nasz kurs komputerowy, a może całego kolektywu towarzyszy-komodorowców, zaczęły się tradycyjne, dziś już nie pamiętam jak częste, spotkania komodorowe w Domu Kultury Polesie. A Dom Kultury był dość potężny, przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy byłem mały, każde piętro to był długi i szeroki, tak na chyba 10 metrów, korytarz, po bokach którego były drzwi do sal, w których prowadzono zajęcia. W tym korytarzu ustawiono trzy rzędy stolików, chyba szkolnych, pod ścianą i na środku, a przy każdym z nich siedział sobie jeden nerdzik ze swoim komodorkiem i skrzynią skarbów na dyskietkach lub kasetach. I oczywiście, ponieważ były to czasy czynu społecznego, każdą grę można było mieć za darmo, ewentualnie w barterze. Już wtedy byłem na tyle bystry, aby dostrzec, że niektórzy cwaniacy mają stacje podłączone szeroką taśmą i domyślałem się, że aby to działało musieli też coś zmienić w swoim komodorku, bo ich ekrany startowe wyglądały inaczej. A propos ekranów startowych – kiedy parę lat później na tych spotkaniach zaczęło pojawiać się coraz więcej Amig, bardzo mnie ciekawiło, cóż to jest za program, który mieli chyba wszyscy – na ekranie startowym była taka ręka z dyskietką. Nie miałem jednak na tyle śmiałości, aby kogokolwiek o to zapytać, aż do momentu kiedy dostałem swoją Amigę. Wracając do spotkań w Polesiu – pewnie odbywały się tam też inne eventy poza kompulsywnym kopiowaniem, jednak byłem zbyt młody, żeby się tym fascynować. Wiele, wiele lat później otworzyła się giełda komputerowa w liceum, przy Andrzeja (a może Curie?), ale to już nie było to samo, nastał kanibalizm i trzeba było płacić…
Z ciekawych miejsc na mapie Łodzi w tych czasach – róg Piotrkowskiej i Andrzeja, tam gdzie teraz Kebab House – komis ze sprzętem komputerowym za złotówki. Ceny niebotyczne, nie znam nikogo, kto by tam kupił, za to było dokładnie wszystko, fajnie się oglądało. Drugie miejsce – dziupla Magika Mechanika na Roosvelta, uroczego klona Pana Kleksa, który potrafił naprawiać chore komputery, a także wytwarzał najbardziej deficytowy towar: zasilacze do C64. W wypadku Bardzo Poważnych Kłopotów dojeżdżał nawet do klienta zdezolowana syrenką. Dusza człowiek!
Taaaaak, stare czasy, kiedy to jeszcze dzieci czytały książki. Ja na przykład czytałem instrukcję do C64, z której co jakiś czas przepisywałem sobie programy. Był tam na przykład kod na odtwarzanie dźwięku komara, który przelatywał tylko raz. Kiedy zastanawiałem się, jak odtworzyć go więcej razy, ojciec po raz kolejny skorzystał ze swej wiedzy zdobytej na kursie i dopisał mi linijkę GOTO 10, niezły gość, nie? No i właśnie tak po troszku zacząłem się uczyć programować…
-
OK, trochę mi się znudziło pisanie, widzę, że Wam na szczęście też, podam tylko małe podsumowanie.
Przez kolejne lata coraz więcej programowałem, z C64 skończyłem na Assemblerze, z obsługą przerwań to poprzestałem na dorobieniu sobie strzałki do użycia w basicowych programach, bo w międzyczasie dorobiłem się myszki (sprytne ustrojstwo, wysyłające impulsy dżojstika, więc nie wymagające specjalnych sterowników w żadnym programie) i stacji dysków Oceanic (z dwukolorową diodą - ale czad!). A propos przerwań to już wtedy przyszło mi do głowy, że można by dzięki temu uzyskać multitasking, jak na Amidze, skoro dało się ze strzałką...
...Ale jednak bardziej kręciły mnie języki wysokiego poziomu. Strukturalnie programowało się fajniej niż w BASICu V2, kompilacja na Commodore 64 była drogą przez... nudę. Potem wpadłem na opis programowania obiektowego i pomyślałem sobie "to tego mi zawsze brakowało!" i pochłaniałem książki o C++, a rok temu wpadłem na opis programowania funkcyjnego, a zaraz potem Rx i pomyślałem sobie: "nie, to tego mi zawsze brakowało!". Jeśli więc mogę użyć tych łamów do bezczelnej reklamy, zapraszam wszystkich userów Androida do rzucenia okiem co wyniknęło ostatecznie z kursów BASICa w Domu Kultury Polesie: https://play.google.com/store/apps/details?id=pl.qus.xenoamp&hl=pl
Jakimi ciekawostkami mogę się pochwalić jeśli chodzi o C64? Nie pisałem dem, nie byłem na scenie, więc nic spektakularnego. Ale np. czy ktoś wpadł na...
1) TURBOAUTOPRZEWIJACZ - na początku kasety zwykle mieliście turbo, prawda? Moje turbo zawierało dodatkowo mały kawałek kodu z listą gier i licznikiem, pod którym były. Po załadowaniu turbo ukazywała się więc obsługiwana myszką lub klawiaturą lista, z której wybierało się gierkę, potem program pisał "PRESS FFWD ON TAPE" i możesz już sobie iść zaparzyć kawę, czy zaparzyć coś co tam sobie pijesz, kiedy masz 14 lat, a magnetofon, kiedy już przewinął do odpowiedniego licznika... TADAAAAAM! sam się zatrzymywał!
I drugi wynalazek, i tu trochę się boję, bo czytałem, że Kisiel najeżdża na absolutnie wszystkich kreatywnych twórców modów, i hardłer hacków, ale jednak zaryzykuję...
2) Wybebeszyłem stary długopis zapachowy (czerwony, więc mogła to być truskawka albo porzeczka), w miejscu gdzie normalnie jest końcówka wkładu umieściłem termistorek, przez plastik wyprowadziłem przewodzik, którego końcówki dochodziły do portów 3 i 8 joysticka i tym sposobem stworzyłem TERMOMETR CYFROWY! Skalibrowałem odczyty termometrem lekarskim (choć już wtedy domyślałem się, że zależność może nie być liniowa, ale co tam) i dodałem maszynową procedurkę interpolującą odczyty, bo strasznie ta wartość skakała. Matce rzecz jasna nigdy o tym nie powiedziałem, bo mogłaby zacząć chcieć mi nim mierzyć temperaturę i zaraz wyszłoby na jaw, że symuluję, żeby nie iść do szkoły.
3) Jak tylko zrobię zdjęcie, pokażę moją kastomizowaną klawiaturę do DTV64.
I, niejako na zamknięcie - przyszedłem tu, ponieważ bardzo chciałbym EF3, do moich eksperymentów na ROMach. Mam sd2iec i nie bardzo chce mi się wyskrobywać kości, żeby mieć jiffy. Marzy mi się mój własny kernel. Z multitaskingiem i strzałką myszki, rzecz jasna...
-
I drugi wynalazek, i tu trochę się boję, bo czytałem, że Kisiel najeżdża na absolutnie wszystkich kreatywnych twórców modów, i hardłer hacków, ale jednak zaryzykuję...
Jestem na forum od niedawna, więc może źle odbieram panujący tu klimat, ale chyba Kisiel najeżdża głównie na tych co tylko pieprzą, a nic nie robią. I mnie się oberwało. Można zatem się obrazić, sprzedać C64, a kasę przepić, albo zakasać rękawy i realizować plany. Ty zrobiłeś ten termometr, więc chyba możesz być spokojny.
-
Wybebeszyłem stary długopis
u mnie padło na lightpen.
-
To może jeszcze ostatnia historyjka, która bardziej zalicza się do kategorii cudów, niż czegoś, co warto wspomnieć, więc kto nie chce, niech nie wierzy, ale ja zaklinam się, że jest prawdziwa.
Otóż pewnego razu, bardzo, bardzo dawno temu, mniej więcej tak dawno jak działy się wszystkie powyższe posty, peekując od zera do 65535 i poke'ując to do 1024+i zauważyłem, że pośród errorów w BASICu był jeden, z którym się jeszcze nigdy nie spotkałem ani na żywo, ani w żadnym podręczniku: "FORMULA TOO COMPLEX". Och, jak to cudownie i tajemniczo brzmiało! Powiedzcie to na głos, śmiało: *FORMULA* *TOO* *COMPLEX*. Zaraz też zacząłem ochoczo pisać różne formuły, aby sprawdzić, jaka formuła jest zbyt complex dla Commodore 64 i jak możecie się domyślić - uzyskałem co najwyżej swojski ?SYNTAX ERROR. Choćbym nie wiem co robił.
Tak więc FORMULA TOO COMPLEX pozostała dla mnie nieodkrytą zagadką... Zagadką, która parę lat później, niczym jakiś figlarny duch mojego komodorka sobie ze mnie zakpiła...
Stało się to pewnego dnia, może było to już nawet we wspaniałych latach 90-tych, siedziałem sobie przy mojej oliwkowej mydelnicy i bębniłem brązowymi klawiszami co popadnie. Głównie "POKE cośtam,śrośtam" albo SYS "ileśtam" i patrzyłem, co się wydarzy.
Oczywiście w większości wypadków była albo zwiecha, albo czysty ekran z napisem "READY." Jednak w pewnym momencie, po pewnym SYSie, stało się, i przypominam - chuj mnie obchodzi, czy uwierzycie, czy nie - TO:
Ekran wypełnił się CAŁKOWICIE powtarzającym się napisem "FORMULA TOO COMPLEX" i jakby jeszcze tego było mało - coś dodatkowo waliło po rejestrach kolorów, bo litery zmieniały kolory niczym światła na dyskotekach w ubiegłej dekadzie! Wyglądało to jak psychodeliczna choinka zbudowana ze zbyt skomplikowanych formuł, skrolujących się żwawo w górę.
Byłem w całkowitym szoku.
A napis "FORMULA TOO COMPLEX" nie pojawił się na ekranie mojego Videotona-Unitra-Polkolor już nigdy więcej...
-
Czym sie obecnie zajmujesz?
-
Bezpieczeństwem IT w dużej, złej instytucji.
-
A między próbami były miękkie czy twarde resety?
-
Hehe, nie myślisz, że po 30 latach pamiętam takie szczególiki? Ale zakładałbym, że dopóki nie zawisł, to nie było sensu robić power on/power off. Guzika reset nie miałem.
-
qus nie czuj sie urazony ale wiele "januszy" tu wpada na tani zakup aby pogonic fanta dalej i nabic sobie kabze,
a potem spamują na forum żaląc się że nie sprzedajesz "normalnie" ? Powtórzę za Zaxonem, nikt nie będzie Ciebie kochał za to że sprzedajesz tanio na forum.
rs2322 zło !
-
Człowieku, pisz więcej. Pisz nawet o czasach współczesnych z c64, bo masz talent. Nie może literacki, ale gawędziarsko - zinowy.
Serio fajnie sie czyta :)