Moje wspomnienia...
Każdy z nas ma to może jakieś wspomnienia związane z dawnymi komputerami. Chodzi oczywiście o zapomniane przez niektórych komodorki, atarynki, ZX-y czy inne maszynki. Część trzyma je do dziś w szafach, piwnicach (z sentymentu bądź
z lenistwa). Leżą. Nie zawsze tak jednak musi być. Czasami ktoś taki sobie przypomni stare, fajne lata, podczas to których można było poszaleć przez wiele godzin nad zupełnie nieskomplikowaną gierką, krzyczeć ze złości podczas wpisywania programów w Basicu (i późniejszym jego poprawianiu w nieskończoność, gdyż nie chciał działać). Naczytałem się wiele historii ludzi, którzy wspominają swoje maszynki... No i teraz przyszła kolej też na mnie :).
Moja przygoda z komputerami rozpoczęła się na początku lat 90-tych. Niezupełnie miałem wtedy komputer, tylko raz na jakiś
czas jeździłem do kuzyna pograć sobie na komputerze - wtedy u niego w pokoju sterczał "goły" Commodore 64 z magnetofonem. Siedziałem przy nim cały czas, grając w czarno-białą (!) wersję "Koła Fortuny". O dziwo, telewizor miał kolorowy :). Wiele godzin spędziłem też grając w AirWolf'a II, niestety więcej gier nie pamiętam. Pewnego razu przyjechałem, a tu mój kuzyn sobie dokupił stację dysków (!!!) do komodiusza. Spoglądając na to cudo, oczywiście poprosiłem go, żeby mi tam wszystko pokazał (miałem może z góra 10 lat). Oczywiście spotkanie u ciotki miałem już z głowy (było to wtedy spotkanie z komputerem :). Z tymi przyjazdami do kuzynów było przez ponad rok (nie pamiętam, wydają mi się te czasy tak odległe). Ku mojemu zdziwieniu, przyjeżdżając pewnego razu zamiast komodiusza ujrzałem dziwnie wyglądający
komputer - była to Amiga 600. To malutkie cudo (bez klawiatury numerycznej, co wtedy było nawet szpanem :) miało ileśtam ramu i wbudowaną, małą stację dysków! Na tym komputerze kuzyn włączał mi jakiś Kickboxing, CoolSpot, Settlers czy Cannon Fodder. Te gry są dla mnie piękne do dziś. Wtedy za tą Amigę dał chyba 500 PLN. Kasa niesamowita! A przy okazji Commodore 64 stał u nich u zbycie. No więc zapytali się mnie, czy bym nie chciał C64 kupić. Nooo...he, jak tu odmówić :). Na początku rodzice nie zgadzali się, ale ciociunia kochana oczywiście przechyliła rodziców na moją stronę. Chodziło też głównie o kasę, bo wtedy za ten komputer dałem (no, nie ja... mom+dad) całe 300 PLN! Stacja, magnet, 2 joy'e i pełno
dysków i kaset - to był raj! Należy wspomnieć, że to wszystko działo się w okresie Świąt Bożego Narodzenia (inaczej by pewnie szans na C64 nie było).
Tak oto miałem u siebie komputer w domu. Heh, pamiętam do dziś, że kanał wizji był na 36. programie :))). Po uruchomieniu komy wszystko było OK, problem był tylko w uruchamianiu programów. Jaki? Podczas ustawiania głowicy myślałem, że te lecące paski mają zniknąć, a nie być równe :). Ale potem to się wyjaśniło. Zacząłem rozgryzać wszystkie te Basic'i i oczywiście grałem dniami (nocami niestety nie :) w GRY, GRY, GRY! Kultem był Boulder Dash - kumple przychodzili na cały dzień. Spy Hunter, Bubble Bobble, Donald Duck, Yogi's Bear Park Yellowstone, Mickey Mouse (tak!), Airwolf właśnie, Bandits, Defender of the Crown, Pacman nawet i MicroProseSoccer - gry, w które się GRAŁO całymi dniami! Przerwa na obiad i do komputera... Pamiętam też, jak się zachwycałem syntezą mowy w kartridżu Black Box 8.0 - całkiem nieźle to
komputerowi wychodziło. Całymi MIESIĄCAMI bawiłem się w "dostrajanie" komputerowego głosu :). Jakiś
czas później kumpel kupił sobie nowiutką Amigę 1200 (Jezu, co to była za magia! Miał kupić A500, ale...). Pierwsza gra - Street Fighter II - muzyka i grafika waliła wszystkich na ziemię. A że zajmowała "aż" 4 dyskietki to inna sprawa. Teraz to ja i reszta chodziła do kumpla, oni już tak chętnie nie odwiedzali Commodore'a. Poczułem trochę żal, że NIE mam już tego NAJlepszego komputera. Tak to już się stało...
W kolejnych latach kupiłem sobie Segę Mega Drive (którą chyba w 1997 sprzedałem), do dziś mam Gameboy'a Pocket (sprzedam! sprzedam! sprzedam!), no i do dziś mam też Commodore 64, którego włączam systematycznie przynajmniej raz na
tydzień. Jestem na Scenie komodorowskiej (może niezbyt aktywny, ale COŚ z siebie wyksztecham :)). Zamierzam być z innymi Scenowiczami do KOŃCA trwania tej Sceny i o 1 dzień dłużej (razem z Jurkiem Owsiakiem :O ). Nie płaczę :), że nie mam już tego, że dawne czasy odleciały, bo mam je do dziś! Prawdą jest zapewne, że nie ma się już tych 10 czy 12 lat, nie ma prawie wcale czasu na granie, ale od czasu do czasu jakąś grę sobie wczytuję i odlatuję... w ten inny świat, zapomniany niestety przez niektórych...
|