Duch w Commodore 64
Habib/Exon (magazyn Newspaper#3)
Grafika: Isildur
|
Artykuł ten dedykuję wszystkim tym, którzy uważają, że komoda nie może już dostarczyć człowiekowi przyjemności podczas pracy z nią, że nie jest w stanie przyciągnąć swoim krzemowym magnetyzmem. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego arta, wróci wam ochota do zabawy na komie.
Początek historii, którą chciałbym tu opowiedzieć, zaczyna się pewnego mroźnego dnia, tuż po świętach Bożego Narodzenia. Wymyśliłem sobie wtedy, że dobrze by było pożyczyć sobie od kumpla Amisię i spróbować trochę na niej pokodować. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Kumpel zbytnio nawet nie oponował, jak brałem od niego sprzęt (dopadł go ostatnio grzyb o łacińskiej nazwie Pisikus Kompatybilnikus), udało mi się nawet wysępić od niego parę dyskietek; ale mniejsza z tym. Ważne jest natomiast to, że przez parę następnych dni, zarówno ja, jak i Bedrich, zachłysnęliśmy się Amigą. W ciągu
dwóch dni obejrzałem tyle demek, ile wcześniej przez dwa lata. Na koniec tego, swoistego festiwalu dem, dostałem czegoś, co można nazwać wektorówko-fobią. Następne dni, to już walka z filusiem, AsmOne'm i jednym megabajtem pamięci. Moje osiągnięcia z tego okresu, to opanowanie obsługi bibliotek, układanie copper-listy oraz zabawa z ustawianiem bitplanów. Nie jest to dużo, ale zawsze coś.
Po tygodniu, natomiast nastąpiła zmiana. Coraz rzadziej podchodziłem do Amisi. Jednak 4096 kolorów, 1 MB RAM oraz siedmiokrotnie szybszy zegar, nie mogło zastąpić tego czegoś, co śpi uśpione w komodorku, co sprawia, że tak chętnie sięgam po niego, a nie, na przykład, do grzyba, czy pięćsetki (tak się składa, że mam też aktualnie, w domu, peceta, bo jest
mi potrzebny do napisania pracy dyplomowej; ale to tylko przejściowe:).
Praca na komodorku (przynajmniej dla mnie) ma to do siebie, że człowiek tak łatwo się nią nie znudzi. Przez całe siedem lat, jak mam na biurku komodorka, miałem może tylko parę dni, w których nie miałem co robić na komie, albo siedzenie przy nim nudziło mnie. Nie należy tutaj, oczywiście, mylić znudzenia komputerem, ze znużeniem po paru godzinach ciężkiej pracy. Każdy, kto po długim siedzeniu przed klawiaturą, może czuć się zmęczony, ale tym większa jest satysfakcja, kiedy uda nam zrobić to, co sobie zaplanowaliśmy. Nie namawiam tutaj Was do siedzenia na siłę przed komodą i zapieraniem się rękoma
i nogami przed kupnem nowocześniejszego komputera (Amigi of koz :).
Chodzi mi tylko, żebyście dali się skusić, jeszcze raz, krzemowemu magnetyzmowi komodorka i zasiedli przed jego klawiaturą, by tworzyć nowe produkcje, ku chwale własnej i Sceny C64. Tylko dzięki nam ten, prawie dwudziestoletni staruszek ciągle żyje i nie zanosi się, by w najbliższym czasie miał umrzeć!
|